Odchodząc na moment od meritum, czyli kto ma rację – przyznać trzeba, że obecna władza po raz pierwszy bierze tak mocne cięgi w przestrzeni wizerunkowej. Wczorajsze wystąpienie prezesa Kaczyńskiego, czy jego dzisiejsze emocje w Sejmie, to kwintesencja całej serii pomyłek, błędów i braku wyczucia społecznych nastrojów. Prowadzona od lat polityka nie uznająca kompromisu i drogi środka przyniosła właśnie opłakany rezultat w postaci radykalizacji postaw. Każdy, kto choć trochę poznał historię ważnych przełomów w dziejach Europy wie, że to jest historia, która lubi się powtarzać. Zbyt mocne „dokręcanie śruby” zawsze doprowadza do wybuchu niezadowolenia.
Tym bardziej, że po raz pierwszy od czasu objęcia rządów, ta władza ma przeciw sobie nie partię polityczną, nie grupę opozycjonistów, ale tak ogromny, oddolny i budzący szacunek tak różnych środowisk kobiecy ruch społeczny. Z ruchem społecznym walka polityczna jest trudna szalenie, wymaga talentu i umiejętności, dużego społecznego autorytetu, jest to wyższa szkoła jazdy. Jak widzimy, władza poradzić sobie z tym protestem nie umie i nie może. Co sprawiło, że przez tyle lat się to udawało, a dziś nagle przestało działać? Jest kilka elementów, które pozwalają Strajkowi Kobiet z taką mocą kruszyć beton władzy.
Przede wszystkim – idea. Zestaw postulatów, zasad, wezwań, haseł, wokół których prowadzony jest protest. Są to żądania oparte na podstawowym kanonie praw i wartości – wolna wola, prawo do wyboru, prawo do sprawiedliwości, prawo do wyrażania opinii, prawo do godności. Utożsamić się z nimi może każdy. A tutaj te wartości podnoszone są w stosunku do kobiet, które są – to dla nikogo nie ulega wątpliwości – szczególnie poszkodowane takim a nie innym konserwatywnym podejściem do ochrony życia poczętego.
Po drugie – organizacja. Nie partia polityczna, nie bliżej nieokreślone środowisko, a społeczna organizacja mająca swoją wymowną nazwę, siedzibę, strukturę i niezależne kanały komunikacji.
Po trzecie – liderka. Kobieta szczera i prawdziwa, będąca twarzą ruchu, wyrażająca w jego imieniu oświadczenia, stojąca na czele protestu na ulicy, a jednocześnie tłumacząca jego idee w mediach. Kobieta nie będąca członkinią partii, a bardziej przedstawicielem świata organizacji społecznych. Postać niezależna i nie skompromitowana.
Po czwarte – oddolność i lokalni liderzy. To chyba najtrudniejszy dla władzy orzech do zgryzienia. Protesty rozlały się po całej Polsce, organizowane są w dziesiątkach niedużych miejscowości, gdzieś na prowincji, daleko od Warszawy. Władza, kurczowo trzymająca się modelu zarządzania centralnego, wg którego na Nowogrodzkiej zapadają decyzje dotyczące np. podkarpackich gmin, a lokalni działacze partii rządzącej boją się podejmowania jakichkolwiek decyzji, nie potrafi poradzić sobie z protestem odbywającym się np. w powiatowej miejscowości na Mazurach. Z perspektywy Warszawy to jest nie do ogarnięcia. Tymczasem za każdą lokalną wersją Strajku Kobiet stoi lokalna Maria Lempart, liderka skupiająca wokół siebie lokalnych aktywistów. Ona nie jest wysłannikiem centralnym z nadanym góry programem działania. Ma oddolną inicjatywę, ma decyzyjność, ma charyzmę, wierzy w ideę, ma swoja własną ulicę, barykadę i swoje własne sukcesy. To jest model działania, na który władza nie ma żadnego pomysłu.
Po piąte – autorytety, ambasadorzy, ludzie mający dorobek, stojący „murem za kobietami”. Intelektualne, ideowe, kulturowe zaplecze protestu.
Po szóste – symbol. Prosty, wymowny, powszechny, rozpoznawalny, jednoczący. Genialny w swej prostocie. Taki, z którym nie da się walczyć, a jak się próbuje, to sami wczoraj widzieliśmy, jakie to przynosi efekty.
Po siódme – komunikacja i retoryka. Odważna, ostra, na granicy, bezkompromisowa (zupełnie jak dotychczasowe poczynania władzy), jednocześnie przedstawiana w sposób spójny, konsekwentny, czytelny. Dzięki temu nawet poczynania na skraju akceptacji społecznej nie powodują odejścia od protestu, a raczej znajdują zrozumienie. Są postrzegane jako adekwatna reakcja na to wszystko, co władza od lat prezentuje wobec tej części społeczeństwa, która jej nie popiera. Tu wszystko do siebie pasuje, „klei się”, dobrze się mówi i słucha. Wykrzykiwane hasła są odpowiedzią na potrzeby i emocje dużej części społeczeństwa, a napisy na transparentach, choć oddolne, stają się spójną częścią całości przekazu. W tym kontekście trzeba podkreślić niesamowitą rolę Internetu, który jest idealnym narzędziem do budowania silnego, oddolnego ruchu społecznego. Wykorzystanie mediów społecznościowych, rozproszone ośrodki komunikacji, lokalne zasięgi lokalnych liderów, wpływ influencerów – wszystko to razem sprawia, że idea, od której zaczęliśmy tę wyliczankę, rozsiewa się w tempie geometrycznym, niczym jak… No nie, nie będę porównywał.
Po siódme – nie ma hymnu. Ale coś czuję, że za chwilę będzie. A może jednak jest? Bo jak inaczej traktować wojenny „Marsz imperialny” z Gwiezdnych Wojen, który ilustrował w wielu miejscach pochody protestujących? Albo śpiewany dziś „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni. To takie oddolne hymny wszystkich Strajków Kobiet.
Wszystko to razem stanowi jedną całość i niebagatelną, społeczną siłę. Dzięki niej tysiące ludzi w całej Polsce znajduje w sobie ogromną determinację i podejmuje ryzyko poświęcenia zdrowia i życia, by kolejny dzień, mimo zagrożeń płynących z pandemii, protestować na ulicy przeciw władzy.
A władza, która chce mieć wpływ na wszystkich i na każdego, która przyznała sobie prawa do centralnego decydowania o człowieku na każdym poziomie, która od lat tłumi wszelkie przejawy niezależności i samodzielnego myślenia, która coraz bardziej opiera się nie na idei, a na strachu – teraz sama zaczyna się bać. Bo bez paliwa społecznego, bez zaangażowania ludzi, żadna władza utrzymać się na dłuższą metę nie może. Oby tylko ten strach nie doprowadził tej władzy na skraj zdrowego rozsądku, oby nie przyniósł najstraszliwszych błędów.
Dziewczyny, nie dajcie się sprowokować!
Howgh!
Milkee
One thought on “Strajk Kobiet”