Zupełnie niechcący trafiłem jakiś czas temu na skierowany w stronę Rafała Trzaskowskiego słowotok internetowego hejtera. Hejter jest mi znany, ale mimo to zaskoczył mnie poziom jadu i nienawiści jego wypowiedzi. Chwilę później przeczytałem informację o pogróżkach kierowanych w stronę Ministra Zdrowia. Dziś czytam, że hejterskie wpisy anonimowo publikował rzecznik prasowy jednego z markowych, komercyjnych przedsiębiorstw. W pamięci cały czas mam aferę hejterską w Ministerstwie Sprawiedliwości, za którą praktycznie nikt nie odpowiedział. A wszystko to na tle zamieszek i płonących miast w Stanach Zjednoczonych. Dobrze się to, niestety, nie zestawia.
Naturalna to prawidłowość. Człowiek opanowany przez skrajnie silne emocje – nie myśli. Nie korzysta z racjonalnych dróg postępowania, nie waży słów i czynów, nie słucha argumentów, nie zachowuje się zgodnie z wyznawanymi przez siebie wartościami. Może różne rzeczy poczynić, a potem, jak już emocje opadną, będzie się tłumaczył – działałem w afekcie, w emocji. Nie przemyślałem tego, popełniłem błąd.
Cóż, życie.
Każdy z nas ma na pewno w swojej historii takie momenty, kiedy w jakimś stopniu stracił kontrolę nad sobą z powodu silnych emocji. To ludzkie, tacy jesteśmy. Ale mamy też jeszcze jedną cechę. Otóż czasem próbujemy u innych wywołać silny, emocjonalny stan, by skłonić ich do czynów i słów, na których nam zależy, a na które w życiu nie namówilibyśmy ich na drodze argumentów i racjonalności. Zarządzanie przez emocje jest umiejętnością niełatwą, ale skuteczną, bo pozwala poruszać tłumami wiernych, choć nie do końca myślących ludzi, pchanych do kolejnych, czasem zupełnie niespodziewanych dla nich czynów.
Tak nas (a i nie tylko nas) ukształtowała natura, że najsilniejszy wpływ na nasze zachowania mają emocje negatywne. Strach, nienawiść, gniew pojawiały się wtedy, kiedy byliśmy zagrożeni, kiedy walczyliśmy, kiedy stawką naszych poczynań było istnienie swoje i bliskich. To pchało nas do przekraczania granic i możliwości, do podejmowania ryzyka, do najwyższych poświęceń. A że element racjonalności był wyłączany, zdarzało się (i zdarza!), że po czasie poniesione ofiary okazywały się niewspółmierne do zagrożenia, a podejmowane czyny nieadekwatne do zaistniałych sytuacji. Gdzieś tam w głębi duszy cały czas mamy to zakodowane. Są to mechanizmy idealne dla tych, którzy chcą nami manipulować. Straszne to i niebezpieczne, ale każdy z nas temu ulega.
Codziennie jesteśmy bombardowani niezliczoną ilością komunikatów i informacji. Z każdą powiązana jest jakaś emocja, jakiś przełącznik ustawiający określony stan umysłu i duszy. Ile razy jest tak, że mając świetny nastrój napotykamy na informację, która natychmiast „sprowadza nas na ziemię”, powoduje przygnębienie, a czasem złość. Zdarza się też sytuacja odwrotna, dobra wiadomość poprawia nastrój, humor, nastawienie do życia. To jednak przytrafia się nam dużo rzadziej. Generalnie żyjemy coraz bardziej zanurzeni w ciągłym, emocjonalnym napięciu. To z kolei męczy i powoduje, że podświadomie spragnieni jesteśmy pozytywów, albo chociażby tylko świętego spokoju. Z utęsknieniem czekamy na najróżniejsze medialne „dni dobrych wiadomości” czy na przykład czas ciszy przedwyborczej. Wtedy możemy odpocząć od gradobicia newsów zawierających złe emocje. A to chwile rzadkie.
Okazuje się jednak, że jest też w naszej podświadomości jeszcze jeden mechanizm. Otóż przekaz negatywny bardziej skupia na sobie naszą uwagę. Irytujemy się, ale nie możemy się oderwać od programu, artykułu czy audycji mówiącej o sprawach powodujących emocjonalne napięcie. Często mówią o tym przedstawiciele mediów, powtarzając takie stwierdzenie – my naprawdę nie chcemy przekazywać tak dużo złych informacji, ale one najlepiej się „klikają”, czy są najlepiej oglądane. To też wynika z natury – właśnie moment zagrożenia, strachu powodował wyostrzenie zmysłów, podnosił adrenalinę, mobilizował umysł i organizm. Kiedy słyszymy dźwięk groźny, nastawiamy uszu, próbując zidentyfikować, przewidzieć zagrożenie, aby odpowiednio wcześnie przeciwdziałać.
W ten sposób powstaje efekt kuli śniegowej. Coraz więcej wokół nas komunikatów negatywnych, od których jesteśmy coraz bardziej uzależnieni. Zaczynamy postrzegać świat w kategoriach, które momentami niewiele mają wspólnego z rzeczywistością. Wyolbrzymiamy, nabudowujemy kolejne emocje, po czym podejmujemy działania. Często irracjonalne.
Ta cecha ludzkiej natury sprawia, że hejt stał się dziś tak niesamowicie skuteczną metodą walki o rząd dusz. Zamiast ludzi do swoich racji przekonać, zamiast wykazać im słuszność swoich tez, zamiast wejść z nimi w polemikę i spokojnie wytłumaczyć swój punkt widzenia, łatwiej ich przestraszyć, wywołać gniew i nienawiść, pokazać wroga, podpowiedzieć prosty sposób na pozbycie się go. Potem pozostaje tylko dodać stary jak świat podział – jak ktoś nie jest z nami, to jest przeciw nam. Jeśli więc ktoś zaczyna wątpić, to jak najszybciej trzeba pchnąć go do tego właśnie wyboru – albo poddajesz się naszej wizji świata, albo wylatujesz poza społeczność i będziemy Cię całą siłą i mocą zwalczać.
Hejt to efektywna metoda walki o ludzkie umysły. Potężne narzędzie. Tym bardziej, że bardzo skutecznie wymyka się wszelkim prawnym regulacjom, budowanym przez dziesięciolecia w oparciu o dogmat wolności słowa. Otoczeni jesteśmy hejtem, używają go politycy, przedsiębiorcy, ideolodzy różnych środowisk. Widzieliście film „Sala samobójców. Hejter” Jana Komasy? Tam ten mechanizm pokazany jest modelowo. A teraz spójrzcie, jak potężna dawka złych emocji przekazywana jest w najróżniejszych komentarzach właśnie teraz, w czasie kampanii wyborczej. Jak internauci (i nie tylko!) nie przebierają w słowach, jak drastycznie prezentują swoje poglądy.
Wygląda na to, że dzisiejszy świat, pełen komunikacji, przekazu, mediów, wiadomości, sprzyja powstawaniu fabryk hejtu i negatywnych emocji. Dzieje się to na całym świecie, a skala z roku na rok rośnie.
Z hejtem jest trochę jak z plastikiem. Tworzywa sztuczne miały okazać się dobrodziejstwem XX wieku. W internecie znajdziecie odcinek legendarnego programu popularnonaukowego Sonda, gdzie Zdzisław Kamiński i Andrzej Kurek zachwycają się nad możliwościami plastiku i tworzyw sztucznych. Nikt wtedy nie myślał o tych materiałach w kategoriach zagrożenia, nikt nie skupiał się na problemach recyklingu czy czasu rozkładu.
Zresztą, sami zobaczcie w wolnej chwili:
Wracając jednak – dziś okazuje się, że nasze środowisko powoli wypełnia się plastikiem powstającym tonami w wielkich fabrykach. Kumuluje się on w najmniej spodziewanych miejscach. Nienawiść, strach, gniew także kumulują się w naszej podświadomości, zbierają się, a czasem powolutku sączą wpływając na poglądy w różnych kwestiach. A jak się tych emocji zbierze za wiele, to się wyleją znienacka. Wystarczy impuls, iskra i dochodzi do wybuchu. Tak na poziomie każdego z nas, jak i w skali społeczeństw.
Przykład widzimy właśnie w Stanach Zjednoczonych. Od lat kumulowane napięcia podsycane rasistowskimi teoriami, od wieków aktywni ludzie, którym na rękę jest budowanie muru między białoskórymi a czarnoskórymi. Potem iskra w postaci zbrodniczego wydarzenia i fala nienawiści przetacza się przez cały kraj. Nie pierwszy już raz w jego historii. A to tylko jedna z płaszczyzn, która stoi u źródła tego, co teraz się w Ameryce dzieje. Otóż te wszystkie emocje nie wzięły się znikąd, musiały być zmagazynowane w społeczeństwie, jak plastik w przyrodzie.
„Recykling” społecznych, negatywnych emocji jest oczywiście możliwy, ale tak samo jak z plastikiem, wymaga energii i czasu. Wymaga mozolnego procesu edukacji, uświadamiania, uwrażliwiania, budzenia emocji pozytywnych. Jest to proces trudny, który nie może się udać bez zaangażowania i ogromnych sił i środków. Kluczem do sukcesu jest jednak powstrzymanie, albo chociaż ograniczenie skali produkcji, zastopowanie przemysłu pogardy i nienawiści. A przecież przemysł ten tak wielu ludziom daje korzyść, zwiększa ich możliwości w sposób skuteczny i tani. Łatwo się tego narzędzia nie pozbędą
Taka jest oś sporu, gdzie stawką są lepsze relacje między ludźmi, lepsze jutro. Dużo pracy przed nami, by to lepsze jutro dla nas, a może nawet bardziej dla naszych dzieci czy wnuków, wywalczyć.
W 1980 roku polski emigrant, pisarz, poeta i satyryk żydowskiego pochodzenia Natan Tenenbaum wysłał do Jacka Kaczmarskiego tekst wiersza „Modlitwa o wschodzie słońca”. Jacek Kaczmarski pokazał go Przemysławowi Gintrowskiemu, a ten podjął się skomponowania muzyki. Tłem był oczywiście pierwszy zryw Solidarności w Polsce.
Utwór został określony „hymnem Dobra w czasach pogardy”. Stał się legendarny. Jakże jest on aktualny!
Każdy Twój wyrok przyjmę twardy
Przed mocą Twoją się ukorzę
Ale chroń mnie Panie od pogardy
Od nienawiści strzeż mnie Boże.
Natan Tenenbaum, „Modlitwa o wschodzie słońca”
Howgh!
Milkee
One thought on “Nienawiść do plastiku”