Myślę, że niewiele się pomylę, jeśli stwierdzę rzecz następującą – mało kto dziś uważa, że użycie przez jednego eleganckiego pana sformułowania, że „LGBT to nie ludzie, a ideologia”, a następnie próba obrony tej tezy przez innego eleganckiego pana – że to wszystko dobrze wyszło. Sondaże pokazują czytelny już trend i łapanie się za tego rodzaju zabiegi tylko go pogłębia, a na pewno nie zatrzymuje. No więc raczej nikt nie uważa, że to był dobry ruch. No chyba, że jego myślenie jest mocno opanowane przez… ideologię.
Otóż właśnie. W całej, ogólnonarodowej dyskusji, w całym oburzeniu, skupiliśmy się na obronie poszkodowanej, kolejny raz szkalowanej mniejszości. I słusznie. Umknęło nam jednak to magiczne, jakże ładnie brzmiące, jakże plastyczne, a jednocześnie mało rozumiane, a dzięki temu pojemne słowo – ideologia. Ktoś się zastanowił, czemu akurat tak to nazwano? Co to w ogóle znaczy? Zakładam, że niewielu z nas.
A jest to dziś słowo klucz. Używane jest do utrzymywania kolejnych frontów światopoglądowej walki. Ideologia LGBT, ideologia gender, ideologia nacjonalistyczna, ideologia autokratyczna… Otaczają nas wszelakiej maści ideologie, które w założeniu są czymś złym, mrocznym, czarnym, przed czym należy się bronić.
Nie zauważamy, że zamykanie ludzi, ich poglądów i systemów wartości w słowie „ideologia” jest tak naprawdę elementem budowania… ideologii. Przecież to nic innego, jak składanie w jedną całość systemu poglądów, wartości, ideowych filarów, które mają w sposób spójny i generalnie nie podlegający dyskusji opisać nam świat. Mają zasugerować, a czasem narzucić interpretację faktów, jakie dostrzegamy lub jakie są nam prezentowane. To podstawowe od pradziejów narzędzie do walki o rząd dusz. Walka ta de facto polega na tym, by jak najwięcej osób przekonać do wyznawanej przez siebie ideologii.
Żeby nie było zarzutów o jednostronność – z tego narzędzia ochoczo korzystają wszystkie strony zażartego politycznego sporu w Polsce. Jest to łatwe, intuicyjne i nie wymaga wysiłku intelektualnego niezbędnego do polemiki z „przeciwnikiem”. Zamiast użyć argumentów, zamiast posłużyć się niełatwą sztuką dyskusji, lepiej nadać pewną etykietę, wymyślić nazwę i następnie narzucić jej interpretację.
Przypominacie sobie „Vabank” Juliusza Machulskiego? „Cicho, to wariat!” wybrzmiało z ust biletera Melskiego, przyjaciela Kwinty, którego odwiedził z komisarzem Przygodą Kramer tłumacząc, przecież zgodnie z prawdą, że w jego mieszkaniu spędził uroczy wieczór z atrakcyjną znajomą Natalią. Istotnie, dyskusja na argumenty mogłaby prowadzić do obnażenia mistyfikacji. A naklejenie etykiety wariata i przekonanie komisarza, by w to uwierzył, było łatwe, intuicyjne i skuteczne. Zresztą sami zobaczcie:
https://www.youtube.com/watch?v=cxOg6buqywE
Pamiętacie „moherowe berety”? Albo „łysych skinów”? Albo „lewaków” czy „lemingów”? To w sumie ta sama metoda – etykieta i dorobienie do niej jakiejś interpretacji, pasującej do wyznawanej przez siebie ideologii.
Wracając do pierwotnego przykładu – dlaczego właśnie takie zdanie: „LGBT to nie ludzie, to ideologia”? A dlatego, że to etykietowanie ma nam przeciwnika odhumanizować, mamy przestać o nim myśleć jak o człowieku. To już nawet nie jest „zbłądziłeś, Synu”, bo błądzić jest rzeczą ludzką. To idzie o krok dalej i to w bardzo, bardzo niebezpiecznym kierunku. A dyskusja o uchodźcach? Przecież dla – no właśnie – wyznawców pewnych ideologii największą porażką byłoby, gdyby na uchodźców na przykład z ogarniętej wojną Syrii zacząć patrzeć jak na nieszczęśliwych, potrzebujących wsparcia ludzi którzy potracili domy i całymi rodzinami zmuszeni są do tułaczki po świecie, by ratować życie swoje i swoich najbliższych. Toć wtedy jeszcze poczulibyśmy żal i zaczęli wykazywać się, o zgrozo, empatią i zrozumieniem! No, kaplica! Lepiej narzucić interpretację słowa „uchodźca” jako terrorysta, wróg, nie człowiek, ale wyznawca „ideologii islamistycznej” – taka kreacja wpasuje się idealnie w ideologię antyuchodźczą.
Jest jeszcze jeden paradoks. Czasem ci, którzy ideologię tworzą i głoszą – czyli ideolodzy – wcale nie są jej wyznawcami. Czasem myślą zupełnie inaczej, prywatnie i za zamkniętymi drzwiami wyznają odmienny światopogląd, a ideologia jest cynicznie wykorzystywana do masowego narzucania wzorców postępowania. Czyli żebyśmy coś poparli. Albo żebyśmy jakoś zagłosowali. Albo żebyśmy coś komuś dali. Albo żebyśmy złapali za karabin i strzelali do wroga. To jest najbardziej niebezpieczny sposób wykorzystywania ideologii.
Musimy mieć jednak świadomość, że każdy z nas zwolennikiem jakiejś ideologii jest. Każdy ma bowiem swój osobisty system poglądów, wartości, reguł, wg których interpretuje świat i zawiłości nim rządzące. Pytanie – na ile w tym wszystkim zachowujemy zdrowy rozsądek i pewną elastyczność, pozwalającą nam dostrzegać prawdę i szanować inne wartości, a na ile jesteśmy zaślepieni w bezgranicznej wierze w jedynie słuszną ideę. To zaślepienie może nas uczynić łatwym celem wszelakiej maści ideologów, czego w żadnym wypadku sobie i Szanownym Czytelnikom nie życzę.
Howgh!
Milkee
Myślę, że między ideą a ideologią jest taka różnica jak między autem a autokratyzmem. Czyli zasadnicza, mimo semantycznych podobieństw. Główny problem, o którym piszesz sprowadza się do tego, że władza, która traci społeczną legitymizację posuwa się do ataku na społeczeństwo poprzez wywoływanie i pogłębianie w nim podziałów. Odbywa się to poprzez etykietowanie i szufladkowanie (vide – gorszy sort), nawet za cenę irracjonalnych figur semantycznych, takich jak ideologia LGBT. Władza, która to robi wie, że to ludzie, a nie ideologia, ale właśnie dlatego to robi.
PolubieniePolubione przez 1 osoba